Klub Wytwórnia, Łódź, lipiec-sierpień 2019
Fotografie: Piotr Fagasiewicz

Wakacyjne miesiące dla miłośników jazzu w Łodzi, oznaczają przede wszystkim cotygodniowe koncerty Letniej Akademii Jazzu. W bieżącym roku słuchacze mieli okazję cieszyć się jazzem w Klubie Wytwórnia już po raz dwunasty.
Festiwal rozpoczął się koncertem Michelle David & The Gospel Sessions. Muzycy zagrali utwory ze swoich trzech płyt, prezentując mieszankę soulu, rhythm and bluesa, jazzu i afrobeatu. Żywiołowy koncert, w którym dominował mocny, głęboki głos wokalistki oraz dwie gitary założycieli zespołu Onno Smita i Paula Willemsena udanie zainaugurował łódzki jazzowy maraton.
Drugi wieczór Letniej Akademii upłynął pod znakiem gitarowego tria. Pierwszy na scenie pojawił się zespół Szymona Miki. Wraz z nim usłyszeć można było nieco inny skład, od towarzyszącego mu w na dwóch płytach. Z gitarzystą na scenie pojawili się Piotr Południak oraz Dawid Fortuna. Muzycy sięgnęli po utwory z obu albumów Szymona Miki, zagrali Con Almę Dizzy’ego Gillespie’go, a także nowe kompozycje. Nie zabrakło również Rosemary’s Lullaby, którą po raz kolejny Szymon Mika pozytywnie zaskoczył, zmieniając nieco – w stosunku do wersji znanej z debiutanckiego Unseen – aranżację tego utworu.
Jako gwiazda wieczoru wystąpiło trio Billa Frisella. I był to jeden z najlepszych koncertów Letniej Akademii Jazzu na przestrzeni kilku ostatnich lat. Frisell wraz z Thomasem Morganem i Rudym Roystonem zagrali bez przerwy przez czterdzieści minut płynnie przechodząc z utworu w utwór, zmieniając klimaty, skacząc z mainstreamu w improwizację.

Trio dało pokaz mistrzostwa. Po krótkim pozdrowieniu publiczności, pozostali na scenie przez kolejne dwadzieścia minut, a na deser zaserwowali widowni dynamiczny bis, z długim solem perkusji, który na koniec przerodził się w nastrojową balladę. To była kwintesencja całego występu, podczas którego ze zgiełku improwizacji potrafiły się nieoczekiwanie wyłonić piękne melodie, w rodzaju What The World Needs Now. Część publiczności, po spokojnym i stonowanym koncercie Szymona Miki, nie wytrzymała tej huśtawki nastrojów. Mieli czego żałować bowiem Frisell, Morgan i Royston zagrali koncert wybitny, nie oglądając się na gatunkowe podziały i przyporządkowania.
Kolejny tydzień w Wytwórni poświęcony został wydarzeniom polskiej edycji międzynarodowego projektu Jazz Connective: konferencji jazzowych profesjonalistów – muzyków, promotorów, wydawców – poświęconej prezentacji projektów muzycznych oraz wymianie doświadczeń podczas seminariów i warsztatów. Łódzkie dni Jazz Connective miały miejsce podczas towarzyszącej Letniej Akademii Jazzu już po raz siódmy, International Jazz Platform. Większość imprez otwarta była dla szerokiej publiczności, która przez cztery dni miała chociażby wysłuchać koncertów tria Enemy, intrygującego duetu Backspace, powołanego do życia przez Zbigniewa Chojnackiego oraz Łukasza Czekałę, kwintetu MONA, dowodzonego przez klarnecistkę Elodie Pasquier, znakomitego, solowego recitalu pianistki Kai Draksler, a także występu kadry warsztatów. Podczas unikalnego, fantastycznego występu kwitnetu w składzie Ingebrigt Håker Flaten, Marius Neset, John Escreet, Jim Black, Verneri Pohjola, muzycy zaprezentowali kompozycje Pohjoli i Escreeta.

Ostatni wieczór trzeciego tygodnia Akademii dał okazję zaprezentowania się uczestnikom mistrzowskich warsztatów. Pięć zespołów grupujących niemal pięćdziesiątkę muzyków zagrało utwory przygotowane pod okiem wymienionych wcześniej Flatena, Neseta, Escreeta, BlackaiPohjoli. Całość obfitego tygodnia zwieńczył koncert grupy Power of the Horns dowodzonej przez Piotra Damasiewicza. Muzycy – skład uzupełnili Maciej Obara, Dominik Wania, Adam Pindur, Gerard Lebik, Paweł Niewiadomski, Zbigniew Kozera, Wojciech Traczyk oraz Samuel Hall – zagrali nowy program, przygotowywany na swoją drugą, studyjną płytę. Koncertowa zapowiedź zbliżającego się albumu nie pozostawiła wątpliwości, że płytowa premiera będzie dużym wydarzeniem. W finałowym utworze dołączyli do POWH członkowie kolektywu City Bum Bum, uznanej, lokalnej szkoły bębnów zachodnio-afrykańskich, by zagrać znaną z wcześniejszego repertuaru grupy Botswanę.

Na półmetek festiwalu organizatorzy zaplanowali wieczór z wokalistkami. Koncert rozpoczął duet Szymona Miki – który na łódzkiej scenie zaprezentował się już po raz drugi w tym roku – oraz Yumi Ito, rezydującej w Szwajcarii artystki o japońsko-polskich korzeniach.
Koncertowa sala Wytwórni dała zupełnie inne odczucia ich występu, niż warunki klubowe, w których miałem już okazję słuchać tej dwójki. Przyznam, że równie ekscytujące. Zagrali własne kompozycje, a godzinny wieczór zakończyli gorąco przyjętą od pierwszych taktów Kołysanką Rosemary, swoistym znakiem firmowy Szymona Miki. Zaśpiewaną przez Yumi Ito po polsku. Natomiast tytularna gwiazda wieczoru wypadła nieco słabiej. Choć głos Madison McFerrin – bo o to o tej naznaczonej śpiewaczym dziedzictwem dziadka i ojca artystce tu mowa – potrafi zachwycić, odczułem nieduże, ale jednak rozczarowanie. Solowy występ dodawał wprawdzie oryginalności prezentacji, lecz McFerrin zbyt często chowała swój talent za gęstymi fakturami elektronicznych loopów i podkładów. Zaczęła dość nieoczekiwanie coverem przeboju Britney Spears, ale później koncert potoczył się już w bardziej soulowych klimatach. Występ pod sam koniec nużył już nieco monotonnością, choć na szczęście dobry kontakt z publicznością oraz inteligenta i zabawna konferansjerka nieco go ubarwiły.
Drugi sierpniowy koncert zaserwował widzom intrygującą mieszankę z dwóch przeciwległych jazzowych biegunów. Rozpoczęło się od występu francuskiego kwartetu O.U.R.S. Zespół prowadzony przez skrzypka Clementa Janineta zabrał widzów w podróż w krainę muzyki improwizowanej. Dość spokojnej, często bliskiej minimalizmowi, któremu hołduje lider. Chociaż nie zabrakło w grze zespołu również fragmentów dynamiczniejszych. Interesująco wypadły duety Janineta z klarnetem basowym Huguesa Mayota. Muzycy przedstawili materiał znany ze swoich płyt, ale także utwory nowe, po raz pierwszy zagrane na łódzkim koncercie. W drugiej części na scenie pojawił się sextet Jerzego Małka, prezentując program z najnowszej płyty Black Sheep. Prym dzierżyły instrumenty dęte – obok lidera zagrali saksofoniści Andy Middleton oraz Radek Nowicki. Od czasu do czasu na pierwszy plan przebijało się trio sekcji rytmicznej i fortepianu z Piotrem Wyleżołem na czele. Zespół przedstawił solidny, atrakcyjny jazz środka, z rozbudowanymi kompozycjami i długimi solówkami poszczególnych muzyków.

Kolejny wieczór poświęcony został improwizacji i awangardzie, choć znowu trudno mówić o jednolitym klimacie obu występów. W pierwszej części zagrało trio Wojciech Jachna, Jacek Mazurkiewicz, Jacek Buhl, a widownia posłuchała stonowanych, wysublimowanych dźwiękowych poszukiwań, opartych na programie ostatniej płyty grupy, zatytułowanej God’s Body. W finale, zaserwowano słuchaczom stuprocentowo freejazzowe mocne uderzenie w wykonaniu Joe’go McPhee i tria Mikołaja Trzaski, w składzie którego obok lidera pojawiali się kontrabasista Mark Tokar oraz perkusista Klaus Kugel.
Interesująco wypadła przedostatnia odsłona tegorocznej Letniej Akademii, łącząca prezentację młodych, wschodzących gwiazd rodzimego jazzu i zespołu o pozycji już ugruntowanej, znanego i poważanego na jazzowych scenach całego świata. Wieczór rozpoczęli pianista Franciszek Raczkowski i skrzypek Mikołaj Kostka. Dało się odczuć, że rok po płytowym debiucie gra się temu duetowi coraz lepiej. Przyćmione światła na scenie stworzyły niezwykłą atmosferę na sali. Podczas pierwszych trzydziestu minut wypełnionych połączonymi ze sobą trzema utworami na widowni panowała pełna skupienia cisza. Muzycy jakby zahipnotyzowali publiczność. Pozostała, nieco dynamiczniejsza część występu także nie przyniosła rozczarowań, a całość prezentacji kompozycji znanych z albumu Duo skwitowały rzęsiste oklaski. Drugą część wieczoru wypełniło Trio Marcina Wasilewskiego, obchodzące w roku 2019 jubileusz 25-lecia istnienia. Podczas koncertu, będącego fragmentem europejskiej trasy zespołu, zabrzmiały kompozycje nowe, ale także te znane z dotychczasowych albumów tria, między innymi: Sudovian Dance, przepiękna ballada Austin oraz klasyki Jana Garbarka (White Cloud) i Herbiego Hancocka (Actual Proof). Na bis trio zagrało porywającą wersję komedowskiej Kołysanki Rosemary. Trio Wasilewskiego to zespół z gatunku tych, które zawsze gwarantują wysoki poziom. W Łodzi zagrali świetny, prawdziwie mistrzowski koncert, udowadniając przynależność do światowej czołówki.

Podczas wieczoru finałowego nie zaprezentowano tym razem programu przygotowanego specjalnie na zamówienie Letniej Akademii Jazzu, ale występ ów niewątpliwie dobrze wpisał się w kroniki Festiwalu. Koncert Sinatra – Jarek Wist & Herdzin Big Band poświęcony został jednemu z najpopularniejszych i najlepiej rozpoznawanych na świecie wokalistów Frankowi Sinatrze. Nowe, acz nie odbiegające daleko od oryginałów, aranżacje przebojów Sinatry przygotował Krzysztof Herdzin, który również poprowadził akompaniujący Big Band. W jego składzie znaleźli się sami doborowi muzycy, między innymi: Jerzy Małek, Paweł Dobrowolski, Paweł Pańta, Artur Lesicki, Łukasz Poprawski i Piotr Wrombel. Krzysztof Herdzin – oprócz świetnych aranżacji – podbił widownię kapitalną konferansjerką, pełną anegdot i ciekawostek na temat prezentowanych utworów. Zaskoczył także duetem z Arturem Lesickim, w którym wystąpił w roli wokalisty.
Piosenki zaśpiewał natomiast występujący na co dzień z zespołem Kukla Band Jarek Wist. W programie znalazły się takie hity jak Mack the Knife, Fly Me to the Moon, I’ve Got You Under My Skin, My Way czy zaśpiewany z akompaniamentem jedynie fortepianu My Funny Valentine. Muszę przyznać, że nie jestem zwolennikiem śpiewania amerykańskich standardów w oryginale, przez nieanglojęzycznych wokalistów i chętnie posłuchałbym tego koncertu w wersji czysto instrumentalnej. Zaprezentowany projekt liczy już niemal dekadę i można tylko żałować, że już na samym początku nie pokuszono się o stworzenie polskich wersji utworów. A przecież mamy wspaniałą tradycję literackich przekładów tekstów piosenek, a pośród nich znaleźć można także te z repertuaru Sinatry, jak choćby genialny tekst Idź swoją drogą autorstwa Wojciecha Młynarskiego. Jednakże liczy się przede wszystkim vox populi, a występ przyjęto bardzo gorąco i entuzjastycznie. Zachwycona widownia sprezentowała artystom owację na stojąco, po której na bis wybrzmiał raz jeszcze Mack the Knife. Co znów nieco mnie skonfudowało, bowiem można by liczyć, że równie doświadczeni artyści będą mieli przygotowany na taką okoliczność dodatkowy utwór.
Letnia Akademia Jazzu niezawodnie, kolejny raz dostarczyła fanom jazzu bogaty, bardzo zróżnicowany i świetnie zbalansowany program, prezentując różnorodny stylistycznie program. Każdy z koncertów przyciągnął tłumy widzów, którzy regularnie, tydzień w tydzień, niemal w komplecie wypełniali widownię Wytwórni i z aplauzem przyjęli zapowiedź kolejnej edycji.
tekst opublikowany pierwotnie w magazynie JazzPress 09/2019