Wyd. Literackie, 2018

„Sześć Cztery” japońskiego pisarza Hideo Yokoyamy, to moje pierwsze spotkanie z literaturą sensacyjną z Kraju Kwitnącej Wiśni. Autor w swoim rodzinnym kraju zebrał już liczne nagrody, zarówno za omawianą tutaj książkę, jak i za swoje wcześniejsze tytuły. „Sześć Cztery” podbiło również świat anglosaski, zdobywając zarówno serca recenzentów jak i listy bestsellerów. W maju 2018 książka w przekładzie (z języka angielskiego) Łukasza Małeckiego trafiła wreszcie do polskiego czytelnika. W omówieniach i recenzjach „Sześć Cztery” często zestawiano z „Millennium” Larssona, mnie jednak bardziej przekonuje porównanie (autorstwa Wojciech Chmielarza) powieści Yokoyamy do „Gry o Tron”. Na miejscu zdałyby się także paralele do „House of Cards” (myślę tu o literackim pierwowzorze serialowych produkcji). Przede wszystkim, dlatego że książka przez długi czas, ponad połowę swojej obfitej objętości (całość liczy prawie 750 stron) zapowiada się na intrygę zupełnie nie kryminalną, a raczej na historię subtelnych rozgrywek personalno-politycznych. Dodatkowo zawodowa przeszłość autora (niegdyś reportera kryminalnego) zaowocowała szeroko rozbudowanym wątkiem dotyczącym stosunków na linii policja – media.
„Sześć Cztery” to książka prawdziwie japońska. Nie hołduje przyzwyczajeniom i schematom zachodniego świata. To niestety rodzi we mnie poważne wątpliwości czy sposób, w jaki odbieramy dzieło Yokoyamy jest zgodne z intencjami autora. Cała społeczno-obyczajowa otoczka intrygi. Drobiazgowy ceremoniał zachowań. Wszystko to, co związane jest z japońską codziennością. Elementy te stanowią dla czytelnika z innego kręgu kulturowego niewątpliwą ciekawostkę. Potrafią też niestety z upływem lektury nieco znużyć, czasem wręcz irytować. Wreszcie powodują pewien poznawczy dysonans. Do końca nie jestem pewien czy autor tylko pokazuje opisane w książce środowiska takimi, jakie są, czy też ma to być z jego strony zawoalowana krytyka panujących w Japonii układów, stosunków, zależności i rytuałów. Czy Yokoyama po prostu opisuje tamtejsze życie, czy też ma być to krzyk, że dalej tak nie da się funkcjonować. I choć europejskiemu czytelnikowi bliższa zdawać się może druga możliwość, to mam poważne przeczucia, że wcale tak nie musi być.
Trochę długo dochodzi Yokoyama do samej kryminalnej zagadki. Wtedy jednak gwałtownie przyspiesza, oferując niezłe emocje i ciekawy (jak okazuje się po rozwiązaniu sprawy) pomysł. Doprawiając całość szczyptą nienajgorszej psychologii. To trochę rekompensuje hermetyczność – przy całym szacunku – trudno dla nas strawnych japońskich realiów. Ciekawe doświadczenie, zwłaszcza z racji wspomnianej egzotyki doświadczeń. Polecam, przynajmniej spróbować. Choć niestety momentami lekko się dłuży. No i do Larssona jednak się nie umywa.