Kasarne Kulturpark, Koszyce, Słowacja / Jazovia, Gliwice / MOK, Żory, 17-21.7.2018

Jazzowy autobus – hasło to kryje w sobie poważną i cenną inicjatywę. Siłami słowackiej wytwórni Hevhetia, gliwickiego Centrum Kultury Jazovia oraz odbywającego się w Żorach Festiwalu Voicingers, zorganizowane zostało spotkanie promotorów, wydawców, publicystów, przedstawicieli ośrodków kultury, festiwali, klubów, zawodowo związanych z jazzem. Goście przyjechali na kilkudniowy meeting z Chin, Chorwacji, Czech, Egiptu, Indonezji, Izraela, Japonii, Luksemburga, Słowacji, Polski, Węgier i Wielkiej Brytanii.
Sporą część pobytu zajęły spotkania i dyskusje. W prowadzonym przez brytyjskiego publicystę i dystrybutora Laurence’a Lewisa, panelu dyskutowano o wyzwaniach, jakie niesie ze sobą cyfrowa dystrybucja nagrań. Szef Hevhetii Jan Sudzina poprowadził spotkanie poświęcone sytuacji i roli wydawcy podając, jako przykład działania własnej firmy. Naczelny Redaktor „Jazz Forum” Paweł Brodowski moderował rozmowę o roli jazzowych mediów, przedstawiając przy tej okazji panoramę tego, co dziś w jazzowym, medialnym świecie się dzieje. Ciekawa dyskusja wywiązała się podczas panelu prowadzonego przez Michała Hajduka z Instytutu Adama Mickiewicza, dotyczącego roli i zadań tej instytucji we wspieraniu działań i promocji polskich artystów na świecie. Goście mieli także możliwość spotkań indywidulanych, zarówno między sobą, jak również z uczestniczącymi w projekcie muzykami. Bowiem w programie nie mogło zabraknąć muzyki, a esencją JazzBusu były showcase’y, specjalnie zorganizowane, krótkie półgodzinne koncerty.
Na Koszyckie pokazy zaproszono przede wszystkim artystów związanych z Hevhetią. Ta wytwórnia jest jednym z najważniejszych wydawców polskiego jazzu, więc w Kasárne Kulturpark pojawiła się czołówka polskiej sceny improwizowanej. Wśród nich trio Sundial z Wojciechem Jachną, Grzegorzem Tarwidem i Albertem Karchem w składzie, prezentując najnowszy materiał, nagrany w wersji live na trzecią już płytę zespołu. Drugim polskim zespołem był Improvision Quartet grający materiał z wysoko ocenionej, ubiegłorocznej płyty „Free Folk Jazz”. Szymon Klima, Dominik Wania, Adam Kowalewski i Przemysław Jarosz przedstawili kapitalny program improwizacji wywodzących się z tradycyjnych polskich utworów ludowych, w opracowaniu Oskara Kolberga. Kończący pierwszy dzień główny koncert rozpoczął się solowym mini recitalem Krzysztofa Kobylińskiego. Po pół godzinie do pianisty dołączył zespół KK Pearls, a prym na scenie wieść zaczęła Reut Rivka. Izraelska wokalistka, świetnie prezentowała się zarówno w piosence – śpiewając swobodnie w kilku językach – jak i w wokalizie. Przymykając oczy można było odnieść wrażenie, że na scenie, co i rusz pojawia się nowa osoba. Set ubarwiły oszczędne solówki fortepianu i gitary (Dima Gorelik). Na ostatnią część wieczoru do KK Pearls dołączył Erik Truffaz i chociaż występ francuskiego trębacza wypadł ciekawie to wydawało się, że Truffaz nieco zbyt nieśmiało próbował przebić się na pierwszy plan, a KK Pearls nie zawsze wyczuwali, kiedy i ile przestrzeni mu pozostawić. Wrażenie ratowały jednak interesujące dialogi na linii trąbka – wokal.
Tego dnia poza polskimi zespołami można było też usłyszeć inne gwiazdy Hevhetii. Pokazy rozpoczął międzynarodowy Tommy Caggiani Therion Project. Zespół przedstawił utwory z płyty „Magic Seeds”, w których słuchacze odnaleźć mogli echa podróży i fascynacji lidera kulturą latynoską, afrykańską czy baskijską. Kolejny set należał do gitarzysty basowego Pavla Jakuba Ryby, (którego jedna z płyt ma w katalogu Hevhetii historyczny numer jeden) i klarnecisty Petra Valáška. Duet zaprezentował energetyczne fusion, mocno okraszone elektroniką. Ostatni z zespołów grających tego dnia, norwesko-czeski NOCZ Quartet, zaciekawił dynamicznymi improwizacjami, wycieczkami w kierunku free, oraz solówkami trąbki (Didrik Ingvaldsen) i saksofonu (Radim Hanousek). Drugi dzień w Koszycach rozpoczęło trio Linda Kovács Recycle – zespół z minimalistycznym zestawem perkusyjnym oraz gitarą i wokalem wspieranymi efektami elektronicznymi. Znakomite porozumienie pomiędzy artystami i świadomość tego, co chcieli zaprezentować pozwoliło na entuzjastyczne przyjęcie tria węgierskiej wokalistki. Świetnie słuchało się tej nowoczesnej i niebanalnej muzyki. Marta Kloučkova Band, jeden z najnowszych „nabytków” koszyckiego labelu, zagrał koncert anonsujący rychłą premierę debiutanckiej płyty.
Luksemburskie Pit Dahm Trio pokazało w kompozycjach grającego na perkusji lidera, solidny, mainstreamowy jazz. Znakomicie wypadły tego dnia dwie polskie grupy. Trio Szymona Miki zagrało zarówno kompozycje nowe, jak i te znane z dwóch swoich płyt i wywołało aplauz oryginalną interpretacją Sleep Safe and Warm Komedy. Długa owacja nagrodziła także sextet Kamila Piotrowicza. Zespół z Kubą Więckiem, Emilem Miszkiem, Piotrem Chęckim oraz znakomitą sekcją rytmiczną Andrzej Święs / Krzysztof Szmańda potwierdził, że wysokie oceny obu albumów firmowanych przez pianistę nie były przypadkowe. Finałowy koncert słowackiej części showcasów stał pod znakiem zaskoczeń. Z powodów zdrowotnych nie dojechał norweski trębacz Avre Henriksen, który zagrać miał z Davidem Kollarem promujący wspólny album. Występu jednak nie odwołano, a ze słowackim gitarzystą zagrał Erik Truffaz. Muzycy mieli za sobą tylko krótką próbę, ale godzinny show zaskoczył bardzo pozytywnie. Francuski maestro niespodziewanie dobrze odnalazł się w zderzeniu z intensywną i głośną gitarą Kollara. Sześćdziesięciominutowe ostre granie, zakończyła piękna, delikatna ballada, w której Kollar zmienił gitarę elektryczną na ukulele.
Na dwa kolejne JazzBus zajechał w gościnne progi Jazovii. Pierwszy wieczór koncertowy rozpoczęło jeszcze jedno trio z Luksemburga, co ciekawe także prowadzone przez perkusitę: Jeff Herr Corporation. Muzycy zagrali utwory ze swojej najnowszej płyty „Manifesto” okraszając oryginalne kompozycje udanymi improwizacjami. Kolejny koncert rozczarował. Gitarzysta Dima Gorelik spodobał mi się w KK Pearls, jednak występ jego tria wypadł słabo. Przede wszystkim ze względu na nadużywanie przez muzyków wokaliz. To zupełnie nie wypaliło, a szkoda, bo można było mieć nadzieję, że dwie gitary wsparte perkusją stanowić będą ciekawą propozycję. Finał wieczoru należał do Ola Onabule Band. Wokalista i autor urodzony w Londynie, o nigeryjskich korzeniach ma już za sobą kilkanaście lat kariery. Śpiewa własne piosenki – wrażenie zrobiła choćby Old Love – ma świetny kontakt z publicznością, a soulowo-jazzową propozycję wspierają sprawni instrumentaliści z towarzyszącego zespołu: przy solowych popisach pianisty Johna Crawforda ręce same składały się do oklasków.
Drugi dzień gliwickich pokazów zaczął duet Marinita: śpiewająca i grająca na fortepianie Marina Zakharowa oraz perkusjonalista Orhan Agabeyli. Zagrali tradycyjne pieśni azerskie, sefardyjskie i romskie w interesujących aranżacjach Zakharowej. Inwardness, kolejny gość na scenie, to projekt gitarzysty Maćka Pysza, perkusisty Davy’ego Sura oraz saksofonisty i wokalisty Davida Amara. Trio wydało niedawno pierwszą płytę, „Space Jazz” i choć na koncertach muzycy grają wyłącznie spontanicznie improwizowane utwory, to nie odbiegają od wypracowanej stylistyki, a owa tytułowa przestrzenność dobrze opisuje ich muzykę: oryginalną i poruszającą wyobraźnię. Przedostatni z koncertów należał do kolejnego duetu: polskiej wibrafonistki Izabelli Effenberg (grającej także na mbirze) oraz wokalistki Reut Rivki. Premierowy koncert poprzedzony jedną wspólną próbą, wypadł – pomimo widocznego początkowego zdenerwowania obu artystek – znakomicie. Sprawdziło się zwłaszcza zestawienie sopranu Reut Rivki z oryginalnym brzmieniem afrykańskiej mbiry. Mam nadzieję, że ten projekt można będzie jeszcze usłyszeć na koncertach i płytach.
Zastanawiałem się jak po tych dość stonowanych propozycjach poradzi sobie ostatni z zespołów. Muzykom z Szymon Klima Quintet wystarczyło jednak zaledwie około piętnastu sekund by przekonać do siebie publiczność. Lider jest także jednym z filarów wspomnianego wcześniej Improvision Quartet. W autorskim projekcie sięga ku podobnym inspiracjom, prezentując wariacje na temat polskiej muzyki ludowej, jednak jego kwintet gra bardziej radośnie. Klarnet Szymona Klimy fantastycznie zestawiony z tenorem Dariusza Rubinowskiego, niesamowicie widowiskowy Jakub Miarczyński na perkusji, rewelacyjni Jakub Mizeracki na gitarze oraz Roman Chraniuk na basie dopełniają obrazu grupy, o której, – w co nie wątpię – będzie jeszcze nie raz głośno.
Ostatni wieczór koncertów JazzBus przeniósł odbył się w Żorach. Pokazy rozpoczął kwartet Joanny Kucharczyk. Wokalistka zaśpiewała także solo oraz w duecie z basistą, akompaniując sobie na fortepianie. Te kameralne prezentacje bardzo przypadły mi do gustu, ale najbardziej podobało mi się to, że Joanna Kucharczyk śpiewała – w większości – po polsku. Z kuluarowych rozmów jasno można było wywnioskować, że nie jest to barierą międzynarodowych występów. Mateusz Kołakowski zagrał solowy recital fortepianowy złożony z własnych utworów. Trudno krytykować ten występ, ale niełatwo też było znaleźć w nim coś, co porwałoby publiczność. Pierwszy set showcasów zakończyło trio Immortal Onion. Młody trójmiejski zespół zaprezentował zróżnicowany program o dwóch obliczach – z kontrabasem i gitarą basową, śmiało czerpiący z jazzu, fusion, muzyki elektronicznej, a nawet heavy metalu. Było eklektycznie, ożywczo i interesująco.
Krzysztof Dziedzic wraz z Envee i Olafem Węgrem, pokazał projekt wywodzący się z fascynacji elektronika i muzyką klubową. Z jednej strony bez wątpienia oryginalny, jednakże nie wolny od wad, bowiem saksofon miał długie przestoje i czasami zdawało się, że Olaf Węgier zabłąkał się na scenę przez przypadek. Obecność gości z Chin zaowocowała krótkim fortepianowym koncertem Gao Ping, kompozytora i pianisty z Syczuanu. Był to rodzaj muzycznego teatru, łączącego fortepian z wokalizami i melorecytacjami tekstów starochińskich. Na bis muzyk zaskoczył składanką popularnych piosenek rosyjskich – była Katiusza i Podmoskiewskie wieczory, – w którą wplótł standard Tea for Two. Na zamknięcie całego cyklu zagrał High Definition Quartet i był to jeden z najlepszych koncertów tygodnia. HDQ to mimo młodego wieku starzy wyjadacze, angażujący słuchacza na sto procent. Zagrali, jako gwiazdy, na koniec i był to prawdziwie gwiazdorski, w dobrym tego słowa znaczeniu, spektakl.
Warto na koniec pochwalić wysiłek trzech wymienionych na wstępie instytucji, ich zespołów, wolontariuszy oraz szefów: Jana Sudziny, Krzysztofa Kobylińskiego oraz Grzegorza Karnasa, którzy angażując własny czas, energię i środki doprowadzili do przeprowadzenia opisywanego tu wydarzenia. Mam nadzieję, że tego rodzaju spotkana i prezentacje będą miały szanse się powtarzać.

RELACJA PREMIEROWO UKAZAŁA SIĘ W MAGAZYNIE JAZZ FORUM