Jassmine, Warszawa, 20.10.2022

„Ogień !” – takim okrzykiem dodają sobie animuszu przed rozpoczęciem meczu niektórzy polscy sędziowie futbolowi. Nie wiem jakim okrzykiem (i czy w ogóle) zagrzewa się do występu kwartet Ambrose’a Akinmusire’a, ale koncertowe oblicze ich muzyki śmiało określić można mianem ognistego.
Zaczął się występ dłuższym solowym wstępem lidera. A potem ze sceny przez dziewięćdziesiąt minut płynęły emocje. Grający na perkusji Justin Brown postawił tego wieczora na grzmoty, od których widzowie (dosłownie) podskakiwali na swoich krzesełkach. Ale była to ekspresja całkowicie kontrolowana, potrafiąca obok niespożytej energii pomieścić także nastroje balladowe czy elegijne.
Obok wspominanego już perkusisty mogliśmy podziwiać również kapitalne popisy pianisty Sama Harrisa oraz kontrabasisty Joe’go Sandersa, który w połowie koncertu uraczył widownię długim solowym wstępem do kolejnego utworu. Sam Akinmusire potrafił usunąć się w cień zostawiając „w grze” pozostałą trójkę, ale przez większość czasu wyraźnie zaznaczał swoją obecność. Potrafił potraktować trąbkę jak instrument perkusyjny, fantastycznie, jednym gestem, dawał sygnał do zamknięcia utworu.
Obyło się wprawdzie bez bisu (chociaż publiczność, wśród której nie zabrakło licznych reprezentantów krajowej sceny jazzowej, dość długo nie kończyła owacji), ale wieczór można i tak uznać było za niezwykle udany. Jazz na światowym poziomie brzmi właśnie tak.
