Wydawnictwo Ha!Art, 2022

Miałem i mam dalej kłopot z „Nie ma i nie będzie”. Wprawdzie nie sposób nie zgodzić się z pewnymi tezami przedstawionymi w tym reportażu, jednak dla mnie lektura tekstu Magdaleny Okraski okazała się bardzo dużym rozczarowaniem.
Żeby uniknąć wątpliwości co do mojej oceny pozwolę sobie na krótki wstęp. Zgadzam się – jak to nadmieniłem wcześniej – że historia polskiej transformacji długo pisana była jednostronnie. Zresztą narracja pod hasłem „biedny boś głupi, głupi boś biedny” do dzisiaj niestety ma się dobrze w niektórych kręgach politycznych. Oczywistym jest też fakt zaniedbań poczynionych w trakcie balcerowiczowskich reform i krzywd jakie spotkały wiele osób (co wynikało jednak – w moim przekonaniu – bardziej z braku wyobraźni niż z wyrafinowania). Sięgając po „Nie ma i nie będzie” liczyłem jednak na nieco inaczej skonstruowaną opowieść.
„Nie ma i nie będzie” ma niewątpliwą wartość kronikarską. Wierzę w szczerość odczuć bohaterów. Oni mają prawą rozumieć sytuację w taki właśnie sposób. Wielkim rozczarowaniem było jednak dla mnie to że Magdalena Okraska nie pokusiła się o skonfrontowanie tych relacji z innym punktem widzenia. Bezrefleksyjnie oddała głos jednej stronie i uwierzyła że jest to właśnie jest jedyna prawda. Dusza pracownika socjalnego wzięła moim zdaniem górę nad powinnościami reportera.
Jednak poza zapisem kronikarskim „Nie ma i nie będzie” nie wnosi według mnie do dyskusji nic nowego. To przecież to nie pierwsza próba opisania ciemnej strony przemian w Polsce po upadku PRL-u. Niektóre z nich wspomniane są zresztą w książce. Dla osób interesujących się współczesną historią Polski, tekst Magdaleny Okraski nie przyniesie żadnych nowości ani zaskoczeń.
„Nigdy nie interesowała mnie Polska sukcesu. Sukces zawsze ma swoich piewców, łatwo go opisać. Zamiecie się pod dywan kilka niewygodnych szczegółów i wychodzi zgrabna historia nieprzerwanego rozwoju” pisze Autorka. Czytając „Nie ma i nie będzie” szybko przyszła mi na myśl parafraza tego cytatu: o porażce pisze się Magdalenie Okrasce łatwo, zamiecie się pod dywan kilka niewygodnych szczegółów i wychodzi zgrabna historia wielkiego oszustwa.
Finalnie „Nie ma i nie będzie” staje się smutnym elementem konserwującym niezbyt zdrowy obraz polskiej rzeczywistości, w której obie strony dyskursu siedzą w głębokich okopach i wykrzykują swoje „prawdy”, mając jednocześnie zakryte uszy na jakiekolwiek argumenty strony przeciwnej. Zniechęcała mnie również niczym nie uzasadniona nostalgia za minionymi czasami – ja jednak dość dobrze pamiętam , że „za komuny” wcale nie było lepiej. I to czasy PRL bardziej niż Balcerowicz odpowiadają za dzisiejszy stan rzeczy.
To oczywiście moje subiektywne odczucia i zawiedzione oczekiwania. Nie będę jednak zniechęcał do przeczytania „Nie ma i nie będzie”. Bo zawsze warto poznać inne punkty widzenia. Nawet jeżeli się z nimi nie zgadza.