Astigmatic Records, 2022

EABS, Błoto – te projekty podbiły w ostatnich latach krajową scenę muzyczną. Jednym z motorów napędowych obu zespołów jest Marek Pędziwiatr, którego świat zna jako Latarnika. W roku 2022 poznać możemy jego kolejne, odmienne od innych, oblicze.
Marek “Latarnik” Pędziwiatr przez wiele lat koncentrował się na pracy producenta i muzyka sesyjnego. Jako producent – za album Pauliny Przybysz – otrzymał Fryderyka. Dwukrotnie doczekał się nominacji do Paszportu Polityki. Był kierownikiem muzycznym festiwalu FAMA. Po przyjętych z uznaniem przez publiczność i krytykę albumach wspomnianych już zespołów EABS i Błoto, potwierdzonych najwyższymi lokatami w branżowych podsumowaniach oraz niezwykle oryginalnej płycie „Nafs at Peace” z pakistańskim zespołem Jaubi, mamy teraz okazję spotkać Latarnika solo.
Na ponad stuletnim Steinway’u, bez wykorzystania jakiejkolwiek elektroniki, Marek Pędziwiatr nagrał album, który poświęcił pamięci swojej prababci. Solowe nagrania inspirowane były brzmieniem, nagranych w tej samej formule, albumów Theloniousa Monka, Ahmada Jamala, McCoy Tynera i Emahoy Tsegué-Maryam Guèbrou. Składająca się z dziewięciu utworów płyta trwa niecałe czterdzieści minut.
Latarnik nigdy nie poznał swojej prababci. Zmarła w wieku 88 lat tuż przed jego narodzinami. Marianna była Mazurką. Urodziła się w 1898 roku w polsko i niemieckojęzycznej rodzinie. Młodość spędziła wśród ewangelików. Była gorliwą katoliczką przekonaną o niezwykłej opiece „Najświętszej Matuchny”, a zarazem. wierzącą w pradawne gusła. Leczyła ludzi, zbierała zioła, sporządzała mikstury, „zamawiała” choroby. Miała własną filozofię opartą na ludowych mądrościach, która stanowiły jej własny dekalog.
Historię głównej bohaterki, poznajemy dzięki rodzinnym przekazom i starym fotografiom. Krótkie tytuły, jednym wyrazem potrafią wyraziście opisać kolejne etapy życia Marianny, począwszy od rodzinnych Maradek, gdzie przez wiele wieków tętniła życiem osada zbudowana przez ludność kultury kurhanów zachodniobałtyjskich, aż do finałowego „Zniknięcia”.
Muzyka na „Mariannie” jest dokładnie taka jakiej możemy się spodziewać. Akustycznie czysta, nostalgicznie wyważona, dość spokojna, acz nie delikatna – dotyka bowiem także tematów trudnych, a niekiedy tragicznych. Dwukrotnie w muzykę wpleciony został głos tytułowej bohaterki (wzięty z odnalezionych w domowym archiwum nagrań), wzmacniając osobisty przekaz całego albumu. Piękne wspomnienie i bardzo dobre nagranie.