Klub Wytwórnia, Łódź, 08.2020

Jak w przypadku wszystkich koncertów i festiwali widzowie z niepokojem czekali na decyzję dotyczącą 13 edycji Letniej Akademii Jazzu. Hasło „Gramy!” padło oficjalnie dopiero 2 lipca.
Oczywiście konieczne stały się zmiany terminów i formuły. Zaplanowano po dwa koncerty tygodniowo, a jazzfani zawitali do Klubu Wytwórnia na inauguracyjny występ 9 sierpnia. Powitało ich obowiązkowe mierzenie temperatury przy wejściu, drastycznie zmniejszona pojemność sali koncertowej i nieustanna obawa, czy uda się imprezę doprowadzić do końca w otwartej formule. Na osłodę nieobecnym koncerty transmitowane były w lokalnej telewizji kablowej i w internecie.
Na scenie pojawili się wówczas jazzowi weterani z grupy Tie Break. Ich występ kipiał energią i określenie „weterani” można odnieść jedynie do stażu muzyków. W spokojniejszych utworach Mateusz i Marcin Pospieszalscy zasiadali za fortepianem. Na marginesie tego niezłego skądinąd koncertu wtrącę dygresję na temat pewnego fenomenu, który nieustannie mnie zastanawia. Otóż istnieje jakaś tajemna siła, która popycha świetnych instrumentalistów do publicznego wydawania z siebie głosu. Często wychodzi to średnio, nierzadko – nawet jeżeli w interesującej formule – bywa mocno nadużywane. W wypadku Tie Break mieliśmy do czynienia z oboma przypadkami, a mnie od razu nasunęła się myśl, że chętnie wysłuchałbym koncertu z udziałem Mateusza Pospieszalskiego, w którym powstrzyma się on od stosowania swoich firmowych wokaliz.

Pierwszy tydzień imprezy miał nieco gęściejszy harmonogram, bowiem organizatorom udało się zachować niemal wszystkie zaplanowane wcześniej ustalenia dotyczące International Jazz Platform. Nie dojechali wprawdzie Aaron Parks i Susana Santos Silva, jednak zostali godnie zastąpieni przez Dominika Wanię i Samuela Blasera. Koncertową odsłonę INTL Jazz Platform rozpoczęła solowym recitalem Eve Risser. Francuska artysta zagrała solowy recital na pianinie, wspomagając się między innymi preparacją instrumentu i grą perkusyjnymi pałeczkami. Kilkudziesięciominutowy koncert, zagrany „na jednym oddechu”, niezwykle oryginalny i intrygujący, pobudzający wyobraźnię, był niewątpliwie jednym z najciekawszych wydarzeń całego Festiwalu. Już nie pierwszy raz w historii Letniej Akademii, ambitne, odległe od mainstreamu projekty prezentowane w ramach INTL Jazz Platform wyróżniają się i robią furorę wśród publiczności.
Drugiego dnia koncertów warsztatowych na scenie zagościło trio Immortal Onion, którego muzycy gościli we wcześniejszych latach na INTL Jazz Platform w charakterze uczestników warsztatów. Teraz jako jedna z gwiazd wieczoru zaprezentowali materiał z tegorocznej płyty XD. Ich występ był preludium do prezentacji supergrupy złożonej z kadry mistrzowskiej. W gwiazdorskim kwintecie zagrali – rzeczywiście po mistrzowsku – Samuel Blaser, Eirik Hegdal, Dominik Wania, Mats Eilertsen i Jim Black. Finał INTL Jazz Platform, który nastąpił kolejnego dnia rozpoczął się od prezentacji zespołów złożonych z uczestników warsztatów. Pięć składów (dwa sextetu, dwa septety i nonet) zaprezentowało krótkie programy wypracowane podczas czterech dni zajęć. Trzykrotnie pojawiły się w składzie skrzypce, czterokrotnie gitara, raz wibrafon, raz wokalistka, a raz dwie perkusje. Zespoły w większości postawiły na muzykę improwizowaną. Warto przy tym wspomnieć, że pośród uczestników warsztatów, znaleźli się również artyści którzy, choć młodzi wiekiem już zaznaczyli swoją obecność – niekiedy znacząco – na krajowej scenie. Finał finałów to koncert grupy Koma Saxo prowadzonej przez Pettera Eldha. Kwintet wystąpił z … Maciejem Obarą w składzie i zagrał jazz nieobliczalny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Kapitalną, porywającą muzykę, uzupełniały z lekka surrealistyczne zapowiedzi lidera.

Druga niedziela festiwalu stała pod znakiem trójmiejskiej sceny jazzowej. Pierwszą cześć zajął duet fortepianowo- saksofonowy. Kamil Piotrowicz i Irek Wojtczak mają już na koncie wspólny album i dalej rozwijają współpracę w kameralnym składzie. Słuchałem ich niemal dwa lata temu, a teraz powróciłem do muzyki duetu z przyjemnością, szczególnie że obok fortepianu, przy Kamilu Piotrowiczu pojawiła się elektroniczna „przeszkadzajka”, która dodała nowych barw improwizacjom muzyków. Równie znakomity koncert zagrał oktet Emila Miszka, który występ oparł na materiale z płyty Artificial Stupidity. Wysoko ocenione nagrania, wypadły w wersji live jeszcze ciekawiej, z jeszcze większą energią i wigorem. Zarówno gra całego Sonic Syndicate jak i solowe popisy poszczególnych muzyków, kwitowane były zasłużonym aplauzem publiczności.
W przedostatnim tygodniu Wytwórnia zaprosiła słuchaczy na koncerty w sobotę i niedzielę fundując im weekend pełen kapitalnej, bez wyjątku ekscytującej muzyki. Muszę tu wyrazić zbiorowy aplauz i zachwyt dla wszystkich czterech wykonawców. Pierwszy wieczór rozpoczął solowym recitalem Łukasz Ojdana, który zaprezentował utwory z wydanej w tym roku solowej płyty Kurpian Songs & Meditations. Niespodzianką dla publiczności było premierowe wykonanie miniatury, która powstała zaledwie kilka dni przed występem. Po znakomitym pianiście, którego znamy również z tria RGG, na scenie pojawił się kwartet Louisa Sclavisa. Tym razem widzowie mieli możliwość posłuchania kompozycji, które znalazły się na albumie Characters on a Wall. Klarneciście towarzyszył zespół w składzie którego zagrali pianista Benjamine Moussay, basistka Sarah Murcia oraz perkusista Christophe Lavergne.

Ostatnią niedzielę Letniej Akademii zainaugurował O.N.E. Quintet. Z ogromną przyjemnością kolejny raz posłuchałem muzyki granej przez Dominikę Rusinowską, Kamilę Drabek, Paulinę Atmańską, Monikę Muc i Patrycję Wybrańczyk (perkusistka zagrała wcześniej w jednym ze składów INTL Jazz Platform). Artystki zagrały utwory z debiutanckiego albumu kwintetu, wśród których wyróżniały się Something Impossible Possible Moniki Muc oraz kapitalna aranżacja Niekochanej Komedy, autorstwa Dominiki Rusinowskiej.
Trzy poprzednie projekty fani jazzu znali już wcześniej z płyt i przedpandemicznych koncertów. Natomiast finał niedzieli przypadł w udziale Natalii Grosiak, która wraz z zespołem zagrała program całkowicie premierowy. Był on dla mnie dużym pozytywnym zaskoczeniem. W zapowiedziach dość enigmatycznie wspominano o wieczorze polskich piosenek. Nie spodziewałem się jednak, spotkania z najpiękniejszymi polskimi, piosenkowymi standardami. Charakterystyczny głos wokalistki i subtelne aranżacje fantastycznie komponowały się z wybranymi tematami: W żółtych płomieniach liści, Gdzie są kwiaty z tamtych lat, Miłość Ci wszystko wybaczy, Na pierwszy znak. Nieco tylko zazgrzytały mi tu Deszcze niespokojne, przede wszystkim ze względu na tekst, o którym można enigmatycznie powiedzieć, że się nieco zestarzał. Jednak muzykom – wokalistce towarzyszyło fortepianowe trio z pianistą Robertem Jarmużkiem – należy pokłonić się za przypomnienie tych wspaniałych utworów i pokazanie, że jak znakomicie brzmią w jazzowych opracowaniach. No i oczywiście – tu wsiądę na swojego ulubionego konika – za śpiewanie po polsku, czego tak bardzo unika znakomita większość rodzimych wokalistek. Liczę, że projekt ten pojawi się gdzieś w formie płytowego wydawnictwa. Już ustawiam się w kolejce do zakupu.

Na finał organizatorzy jak zawsze przygotowali coś specjalnego. Tomasz Dąbrowski w programie Istnienia Poszczególne złożył hołd osobie i muzyce Tomasza Stańki. Kreowany na kontynuator tradycji wielkiego muzyka, Dąbrowski zaprosił do udziału w projekcie muzyków z Polski i Danii: Fredrika Lundina i Irka Wojtczaka – saksofony, Grzegorza Tarwida – fortepian / moog, Mariusza Praśniewskiego – kontrabas, Knuta Finsruda – perkusja oraz Jana Emila Młynarskiego – perkusja / elektronika. Nie mieliśmy jednak do czynienia z odegraniem kompozycji Stańki. Rolę kompozytora wziął na siebie lider projekt, który stworzył dzieło inspirowane twórczością Tomasza Stańki. Co ciekawe trąbka nie dominowała w przekazie, wszystkie trzy instrumenty dęte miały tu pozycję równorzędną. Świetnie wypadły fragmenty solowe innych muzyków: Grzegorza Tarwida czy też Mariusza Praśniewskiego. Kapitalnie pokazali się w duetowej odsłonie obaj perkusiści. Mocno zaznaczyło się użycie elektroniki. Kawał świetnej muzyki, a której przebijały się niekiedy echa muzyki i charakterystycznych fraz Stańki.
Niepewność co do przyszłości pozostała, ale Letnia Akademia Jazzu choć na chwilę pozwalała zapomnieć o codzienności. Wielkie brawa należą się organizatorom za przeprowadzenie całej imprezy, atrakcyjny program i zapewnienie transmisji telewizyjnych i internetowych. Nie zabrakło żadnego elementu, który coroczne łódzkie spotkania z jazzem w Wytwórnia cechuje i wyróżnia. Dziękujemy!