Skirl Records, 2020
Muzyczne zainteresowania Gordona Grdiny, gitarzysty i mistrz oudu, laureata JUNO Award, w oczywisty sposób nazwać można szerokimi. Koncertuje na całym świecie, a albumy w których tworzeniu brał udział znaleźć można na półkach z jazzową awangardą, współczesną improwizacją, rockiem czy tradycyjną muzyką arabską. Występował wielokrotnie także w Polsce. Rok 2020 może Grdina zaliczyć do udanych pod kątem fonograficznym. Poza albumami, na których widnieje w charakterze gościa, wydał trzy autorskie – całkowicie odmienne – płyty, które prezentujemy w trzech kolejnych tekstach.
recenzja „Safar-E-Daroon” Gordon Grdina’s The Marrow: https://donos.home.blog/?p=4594
recenzja „Resist” Gordon Grdina Septet: https://https://donos.home.blog/?p=4599

Początek roku przyniósł pierwszą płytę najnowszego tria muzyka z kanadyjskiego Vancouver. Do udziału w Nomad Trio zaprosił Grdina pianistę Matta Mitchella oraz perkusistę Jima Blacka. Te dwa nazwiska dość jasno sugerują z jaką muzyką słuchacz będzie miał do czynienia. I … nie mylicie się Państwo. Free w pełnej swojej krasie wypełnia całe pięćdziesiąt minut albumu.
Początek roku przyniósł pierwszą płytę najnowszego tria muzyka z kanadyjskiego Vancouver. Do udziału w Nomad Trio zaprosił Grdina pianistę Matta Mitchella oraz perkusistę Jima Blacka. Te dwa nazwiska dość jasno sugerują z jaką muzyką słuchacz będzie miał do czynienia. I … nie mylicie się Państwo. Free w pełnej swojej krasie wypełnia całe pięćdziesiąt minut albumu.
Zebranie wymarzonego tria w jednym miejscu i czasie zabrało Grdinie kilka lat. Wreszcie muzykom udało się wygospodarować czas pomiędzy licznymi podróżami koncertowymi i spotkać się w studiu nagraniowym. Ów nomadyjski tryb życia znalazł odzwierciedlenie w tytule albumu i nazwie zespołu.
Płyta zaczyna się prawdziwie dzikim Wildfire, który miał być ilustracją piękna, ale i brutalności świata dzikich zwierząt. Grdina skomponował utwór będąc artystą-rezydentem położonego w leśnych ostępach kanadyjskiej Alberty, Banff Centre for Arts and Creativity. Jak wspomina sam artysta, często podczas pracy zdarzało się, że do okien tamtejszego studia muzycznego zaglądały dzikie zwierzęta.
Większość utworów zaczyna się długimi, kilkuminutowymi solowymi wstępami. W ten sposób prezentuje się lider w tytułowym Nomad oraz w Benbow, Black w Thanksgiving oraz Mitchell w finałowym Lady Choral. Ten ostatni utwór w tytule zawiera żartobliwy hołd dla zmarłego trzy lata temu Larry’ego Coryella (Lady Choral i Larry Coryell, brzmią w wymowie bardzo podobnie).
To zresztą najciekawszy według mnie utwór spośród wszystkich, rozegrany w duetach fortepianu i gitary, a potem gitary i perkusji, przeplecionych solówkami Mitchella i Grdiny. Świetnie słucha się też Benbow, w którym po gitarowej introdukcji, trio stopniowo rozpędza się, oferując fantastyczny zespołowy finał.
Nie lubiących free nie będę namawiał do zagłębienia się w album, ale fanom, a także tym lubiącym nowe muzyczne wyzwania, mocno Nomad polecam.
[…] recenzja „Nomad” Nomad Trio”: https://donos.home.blog/?p=4589 […]
PolubieniePolubienie
[…] recenzja „Nomad” Nomad Trio”: https://donos.home.blog/?p=4589 […]
PolubieniePolubienie