Soliton, 2019

Jeżeli jakąś płytę nazwać można czysto jazzową to będzie to właśnie album taki jak Red Ice. Najświeższe nagrania Macieja Sikały dokumentują spotkanie saksofonisty z Leszkiem Kułakowskim. Obu bez problemu nazwać można klasykami i mistrzami krajowej sceny jazzowej. A jeżeli ktoś powinien się decydować na zarejestrowanie duetowych konwersacji to właśnie czynić to powinni tacy mistrzowie.
Leszek Kułakowski od zawsze zachwycał kompozytorskim kunsztem. Każda z jego płyt jest wydarzeniem (żeby wspomnieć choć znakomite dwa albumy z roku 2017 z repertuarem własnym oraz chopinowskimi transkrypcjami). Red Ice w warstwie kompozytorskiej jest w całości jego dziełem.
Album nie ma słabych stron i w zasadzie można by poniechać wyróżniania któregoś z nagrań. Gdybym jednak poszukiwać miał primus inter pares spośród jedenastu utworów to była by to przepiękna Bagatella, najdłuższa spośród wszystkich kompozycji. Zwrócić szczególną uwagę można także na Birds, dla odmiany najkrótsze na płycie, które zaskakują oryginalnym, zdecydowanie niemainstreamowym finałem. Obaj panowie poczynili również żartobliwy komentarz „językoznawczy” tytułując jeden z utworów Co się tutaj odjaniepawla – pyta dzban Janusza, dając tym samym dowód „bycia na czasie” nie tylko w jazzowym aspekcie teraźniejszości.
Nie rozumień tylko dlaczego Red Ice ukazał się w tak niefortunnym momencie – tuż przed Bożym Narodzeniem. Premierę przyćmiło świąteczno-noworoczne zamieszanie, a sam album nie miał szans trafienia w owym czasie ani do słuchaczy, ani do recenzentów, skutecznie zamykając sobie drogę do zasłużonego uznania w rocznych branżowych podsumowaniach. Jazz jest ofertą niszową i o takie niewątpliwe perełki należy dbać w najdrobniejszych nawet szczegółach.