12on14 Jazz Club, Warszawa, 27.11.2019
Nigdy nie ukrywałem, że jazz w wydaniu kameralnym ma dla mnie szczególny urok. Na mojej półce z płytami na honorowym miejscu stoją nagrania duetów: Kenny’ego Barrona z Charliem Hadenem i Davem Hollandem, czy też wspomnianego Hadena z Keithem Jarrettem, Bradem Mehldauem czy Gonzalo Rubalcabą.

To jak widać domena mistrzów, bo przecież niebanalnych umiejętności potrzeba by udźwignąć ciężar gry w dwuosobowym zestawieniu. To jeden z powodów dla których staram się chwytać okazje na koncertowe spotkania z jazzową kameralistyką. Często są to wydarzenia unikalne, nierzadko niemal jednorazowe.
Tak więc nie wyobrażałem sobie by nie zjawić się na zapowiedzianym koncercie Kasi Pietrzko z Bronisławem Suchankiem. On niewątpliwa legenda. Ona przebojem wdarła się na jazzowy Olimp i bez wątpienia na status gwiazdy także już zasługuje. Dodawszy prawdziwie jazzową atmosferę klubu spodziewać się można było tylko najlepszego.
I oczekiwania spełnione zostały. Dwa sety wypełniły oryginalne kompozycje Bronisława Suchanka oraz garść standardów. Duet zaczął od „Confirmation” Parkera, znalazło się też w programie miejsce na „But Beatiful” Van Heusena. Z własnych kompozycji kapitalnie wypadł poświęcony Mieczysławowi Koszowi „Unspoken” z rewelacyjną partią fortepianu.
Trzy kwadranse każdego z setów zdołały pomieścić po cztery utwory każdy. Duet zostawiał sobie dużo miejsca i czasu w każdej z kompozycji. Przechodząc od muzycznej konwersacji, będących niekiedy przekomarzanką, innym zaś razem intymną rozmową, do dłuższych solowych pasaży. Bronisław Suchanek często sięgał po smyczek, wplatając nieco w atmosferę koncertu posmak klasyki.Muzycy zakończyli koncert w latynoskim klimacie, prezentując dwa wielkie hity: najpierw „Oblivion” Piazzolli, a następnie na bis „Zingaro” Jobima. Co tu dużo gadać, było pięknie.