[Illusions] Mirage, 2019

Marc Copland, Drew Gress, Joey Baron – ta oto trójka w ostatnich latach stanowiła sekcję rytmiczną kwartetu Johna Abercrombie. Po śmierci znakomitego gitarzysty w roku 2017 muzycy zdecydowali się kontynuować wspólne granie, już jako trio.
Pierwszy z albumów przez nich firmowanych, nagrany w Nowym Jorku dwa lata temu, właśnie ujrzał światło dzienne. Na nieco ponad godzinnej płycie artyści zagrali dziewięć utworów: pół na pół własnych kompozycji oraz klasyków.
Te ostatnie stanowią niezwykle ciekawy wybór. „Cantaloupe Island” Hancocka, “And I Love Her” Lennona i McCartneya – które wyrastać zaczyna w ostatnich latach na jazzowy standard oraz zagrane na finał „You Do Something To Me” Cole’a Portera. Zestaw na pozór zaskakujący. Równie nieoczywisty jest również sposób ich potraktowania: szczególnie w zakresie warstwy harmonicznej oraz ścieżek improwizacji, jakimi podąża trio.
Cztery własne kompozycje – dwie Coplanda, jedną Gressa i jedną podpisaną przez całą trójkę – uzupełnia jeszcze „Love Letter” Abercombiego, hołd dla niego i wspomnienie lat wspólnej pracy. Utwór często grywany na koncertach kwartetu, co ciekawe, nigdy wcześniej nie został zarejestrowany na żadnej płycie.
Poszanowanie dla tradycji przy jednoczesnej próbie zbudowania na jej gruncie czegoś oryginalnego i osobistego. Tak założenia gry tria definiują sami muzycy. Taki też właśnie jest ten album. Pełen szacunku dla przeszłości przenikającej się z otwartością na teraźniejszość jazzu i inspirującym spojrzeniem w przyszłość. Dopełniony niekwestionowaną wirtuozerią i improwizatorskim geniuszem. Stanowczo można stwierdzić: And I Love It.