Soliton, 2016

Wielokrotnie uczestniczyłem w dyskusjach roztrząsających problem, czy artyści zawsze powinni proponować coś nowego, nieznanego, nieoczekiwanego, odkrywczego. Moje stanowisko w tej kwestii pozostaje niezmienne: sztuka nie musi koniecznie burzyć zastanego porządku.
Najprostszy przykład „z życia wzięty”: czasem zdarza się tak, że życiowa droga iść zaczyna pod górę. W najdrobniejszych nawet przejawach codzienności. Szuka się wtedy odskoczni, odreagowania. Jedni skaczą na bungee, inni sięgają po wszelakiego rodzaju używki, jeszcze inni ratują się obcowaniem z muzyką. Można wtedy „złomotać się” ostrą frytą, albo sięgnąć po nagrania lekkie, łatwe i przyjemne.
Niektórzy traktują ten drugi rodzaj płyt lekceważąco, dla mnie stworzenie dobrego, rozrywkowego albumu to wielka sztuka. Udanym przykładem jest właśnie wydawnictwo, którego tekst ten dotyczy: „Anomalia” kwintetu Morte Plays. Siedem autorskich kompozycji gitarzysty Marcina Łukasiewicza plus davisowskie „Four” słucha się z ogromną przyjemnością. Melodyjne, lekkie nagrania sięgają po stylistykę filmowej ścieżki dźwiękowej („Baron Samedi”, „Medusa”), tanecznego swingu („Pchełka”), jazzowej mini-suity (najdłuższa na płycie, tytułowa „Anomalia”).
Płyta krótka, bo tylko czterdziestominutowa, dostarcza radości obcowania z łatwo wpadającymi w ucho, przebojowymi tematami. Kompozytorska łatwość tworzenia chwytliwych melodii to jedna z zalet tego albumu. Słuchając go pierwszy raz, „ w ciemno”, byłem przekonany, że przynajmniej połowa nagrań to interpretacje kompozycji, które już gdzieś słyszałem. W warstwie instrumentalnej ciekawie przeplatają się solówki gitary, saksofonu i fortepianu. Marcin Łukasiewicz – formalny lider zespołu – sprawiedliwie dzieli się miejscem na solowe prezentacje z Robertem Chyłą i Erykiem Nowakiem. „Anomalia” to naprawdę dobra płyta, przede wszystkim, dlatego że daje mi to, co bardzo lubię: nieznośną lekkość słuchania.
Premierowa publikacja http://polish-jazz.blogspot.com/2017/10/morte-plays-anomalia-2016.html