Nonesuch, 2015

Po festiwalu Warsaw Summer Jazz Days w roku 2015 na Brada Mehldaua spadła, kompletnie dla mnie niezrozumiała, fala krytyki. Nie rozwija się, ciągle gra to samo, jest symbolem zastoju, et cetera. Obszerny boks z solowymi nagraniami pianisty pokazuje, jak bardzo mijali się z prawdą autorzy tej nagonki.
W połowie września przyszła zaś ekscytująca wiadomość, zapowiedź nowej płyty pianisty: wyboru z ostatnich 10 lat solowych koncertów w Europie. Pierwsza radość zakłócona została nieco obawami związanymi z rozmiarem wydawnictwa: 4 płyty CD (a audiofilscy fani Mehldaua mogli cieszyć się 8 winylami, wydanymi już miesiąc przed premierą cyfrowej wersji), niemal 5 godzin fortepianu solo. To wymagało przyjęcia jakiegoś klucza przy wyborze materiału. Mehldau zaproponował oryginalną i ciekawą koncepcję doboru i układu nagrań. Otrzymaliśmy perfekcyjnie ułożoną antologię, zbiór utworów zebranych w czterech rozdziałach.
Każda z płyt opatrzona jest indywidualnym tytułem, opisującym (cytując samego Mehldaua) temat i charakter każdej z nich. Płyt, z których każda tworzyć ma pewną zamkniętą historię. Tytuły pierwszej i czwartej część zbioru podkreślają dychotomiczny podział zawartych w nich utworów. „Dark / Light” ma pokazywać kontrast między dwoma przeciwstawnymi siłami emocji. „E minor / E major” koncentruje się na tym samym starciu wyrażonym w tonalności, poprzez perspektywę dwóch tytułowych tonacji. Druga płyta, „The Concert”, miała w założeniu prezentować sekwencję utworów jaka pojawić się mogła podczas solowego występu Mehldaua w latach 2010/11. Z tych właśnie lat pochodzą wybrane do tej części nagrania, a choć tworzyć mają i tworzą złudzenie koncertowej całości to każdy z tytułów zarejestrowany został w innymi miejscu i czasie. Wreszcie płyta trzecia „Intermezzo / Rückblick”, która ma być spojrzeniem wstecz na utwory zarejestrowane w latach 2004/05. Mehldau odwołuje się tu do konstrukcji Trzeciej Sonaty Fortepianowej Johanesa Brahmsa. Intermezzo będące przedostatnią częścią tej Sonaty, jest właśnie podsumowaniem tego co muzycznie wydarzyło się w tym utworze wcześniej, przed przejściem do finału. Warto dodać, że wspomniany fragment Sonaty również znajdziemy na mehldauowskiej płycie. Brahms to jeden z ulubionych kompozytorów Mehldaua, pianisty któremu zdarzają się (praktyczne i teoretyczne) flirty z muzyką klasyczną, żeby wspomnieć choćby nie tak dawne występy z nowojorską Orkiestrą Kameralną Orpheus zawierające w programie wariacje na fortepian i orkiestrę autorstwa muzyka, czy też napisany dla Jazz Times Magazine esej „Brahms. Interpretacja i improwizacja”.
Co jeszcze zawiera ta imponująca układanka? 300 minut muzyki to 31 utworów. „Knives Out”z repertuaru Radiohead, jako jedyny, wybrzmiewa na płycie dwa razy, pokazując jak na przestrzeni sześciu i pół roku zmieniła się jego interpretacja. Tylko 3 nagrania trwają poniżej 5 minut, natomiast niemal połowa to utwory ponad 10-minutowe. Wracając znów do eseju Mehldaua załączonego do wydawnictwa: oryginalne wersje stanowić mają punkt wyjścia dla swobodniejszej improwizacji, odrywającej się od klasycznej jazzowej struktury „temat-wariacja”. Stąd też trwające w oryginale dwie i pół minuty beatlesowskie „And I Love Her” rozwija się tu w 16-minutową muzyczną podróż. Mehldau umieścił na płycie siedem własnych kompozycji, ale jedna trzecia materiału to covery, które pianista traktuje niczym współczesne standarty. Muzyka Generacji-X stanowi dla niego najlepszą formę wyrażenia uczuć wobec współczesnego świata. Spotkamy więc w tym zbiorze „Hey You” Pink Floydów, „Smells Like Teen Spirit” Nirvany, „Teardrop” Massive Attack, “Interstate Love Song” Stone Temple Pilots, „Bittersweet Symphony” The Verve, a także „Blackbird” i „Jigsaw Falling Into Place” wspomnianych już wcześniej The Beatles i Radiohead. Ciekawostką są kompozycje francuskiego barda Leo Ferre i folkowego amerykańskiego piosenkarza-multiinstrumentalisty Sufjana Stevensa. Całość dopełniają klasyczne już utwory Monka, Coltrane’a czy też duetu Rodgers-Hammerstein. Geograficznie mamy do czynienia z 17 koncertami, w 17 miastach, wybranymi spośród 40 występów. Połowa z nich reprezentowana jest tylko przez jedno nagranie, a jedynie dwa doczekały się na płycie więcej niż trzech rejestracji (Londyn i Kopenhaga, z których niemal w całości składa się trzecia część zbioru). Nie znajdziemy za to ani jednego nagrania z okresu 2006-2009, jak sądzę z uwagi na wydany kilka lat wcześniej album „Live in Marciac” z koncertem z roku 2006. Co ciekawe tylko jeden utwór pojawia się zarówno na tamtym jak i na najnowszym wydawnictwie.
Niecierpliwy czytelnik czeka już zapewne na ocenę opisywanego tytułu. Cóż… Brad Mehldau to jeden z moich muzycznych faworytów i choć zdarzyło mi się bardzo krytycznie spojrzeć na jego twórczość, to w tym wypadku nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z płytą zasługującą na najwyższe oceny. Nie wątpię, że w wielu podsumowaniach roku 2015 zajmie ona najwyższe miejsca. Trzeba jednak zaznaczyć, że to oferta przede wszystkim dla zdeklarowanych fanów solowej pianistyki jazzowej. Trzeba też lubić to co dla Mehldaua charakterystyczne: sążnisty esej wprowadzający i całą intelektualną otoczkę, która przekłada się na sposób interpretacji: długie muzyczne wędrówki w ramach jednego tematu. Znajdą się zapewne osoby nie mogące pojąć jak można znieść taką dawkę solowych dokonań jednego muzyka, tak jak niektórzy nie mogli zrozumieć miłośników Chopina, którzy przez 3 tygodnie wsłuchiwali się w popisy uczestników warszawskiego konkursu, wyłapując niuanse techniki i interpretacji. Ja jednak zdecydowanie zachęcam do zmierzenia się z materią omawianego wydawnictwa. W tych nagraniach nie ma miejsca na nudę. “10 Years Solo Live” niesamowicie mocno przykuwa uwagę i nie pozwala (przynajmniej za pierwszym razem) na przerwanie słuchania i zapoznawanie się z nagraniami stopniowo. Jednym wyjściem jest zatracenie się w muzyce i utknięcie na długie godziny w oderwaniu od coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości.
tekst ukazał się w numerze 12/2015 magazynu JazzPress