Black Wine Records, 2015
Gdański gitarzysta powraca z nowym wydawnictwem i z duńsko-szwedzko-norweskim kwartetem, z którym nagrał zestaw własnych kompozycji. Wbrew rzucającym się w oczy sugestiom (wyróżnienie nazwiska Macieja Grzywacza na okładce i fakt, że jest on autorem całości materiału) nie jest to jednak stricte gitarowa płyta.

Równoprawnymi liderami są tu zarówno sam Grzywacz jak i duński saksofonista Jakob Dinesen, który rozpoczyna wszystkie utwory, czasem długo pozostając na pierwszym planie. Nie oczekujcie jednak Państwo szaleńczych saksofonowych solówek, a raczej nastawcie się na spokojne, pastelowe – choć bynajmniej nie mdłe – brzmienie tego instrumentu. Utwory rozwijają się potem przeplatając sola saksofonu i gitary. Gitary brzmiącej raz a’la Scofield (tytułowy „Connected”) innym razem pobrzmiewającej stylem Metheny’ego („Dreamers Dream”).
Sekcja rytmiczna tworzy przede wszystkim znakomitą podbudowę dla obu solistów. Jednakże basista Daniel Franck i perkusista Hakon Mjaset Johansen potrafią także znakomicie zaprezentować się w krótkich popisach solowych: Johansen w lekko szalonym zakończeniu „Little Icon” , Franck zaś w krótkim, ale smakowitym solo w „Dreamers Dream”.
Muszę przyznać, że Maciej Grzywacz jako kompozytor ma łatwość w tworzeniu chwytliwych, miłych dla ucha melodii. „Connected” to trzy kwadranse przyjemnego jazzu, z wisienką na torcie w postaci ballad „Piazza” i „Dreamers Dream”. Jedyne co mnie irytowało to „gadane” wstawki z sesji nagraniowej. Fragmenty pogaduszek nagrane tuż przed lub po zakończeniu rejestracji danego utworu. Nie wiem czy miało to podkreślić dobrą atmosferę sesji nagraniowej, ale wypadło bardzo sztucznie. Bez tego da się odczuć, że to płyta „na luzie”. Całkiem dobra płyta.