Klub Wytwórnia, Łódź, 07-09.2014
Łódzki Klub Wytwórnia jak co roku w okresie wakacji, zaprosił miłośników muzyki improwizowanej na Letnią Akademię Jazzu – cotygodniowe koncerty krajowych i zagranicznych gwiazd tego gatunku. Tegorocznym motywem przewodnim koncertów był hołd składany wielkim postaciom polskiego jazzu: Zbigniewowi Seifertowi, Jarosławowi Śmietanie, Andrzejowi Kurylewiczowi i Jerzemu Milianowi.

Inauguracyjny koncert poświęcony był ostatniemu z wymienionych muzyków. Iwona Kmiecik i jej Vibroquartet zaprezentowali piosenki ze Śpiewnika Jerzego Miliana. Były to zarówno utwory napisane specjalnie dla liderki zespołu, jak i przeboje śpiewane niegdyś przez Wielkie Damy polskiej piosenki: Annę Jantar, Zdzisławę Sośnicką i Krystynę Prońko. W tych właśnie tematach Iwona Kmiecik zaprezentowała się moim zdaniem najciekawiej. Pochwalić za występ należy również muzyków jej towarzyszących, wśród których rej wodził grający na wibrafonie Bartek Pieszka. Drugą część wieczoru zajął słuchaczom czeski kwartet Jazz Q, powracający na sceny w 50 rocznicę swojego założenia. Lider zespołu Martin Kratochvil zwany jest czeskim Zawinulem i określenie to w pełni oddaje muzykę prezentowaną przez zespół. Wysłuchaliśmy bezsaksofonowej wersji Weather Report – muzyki żywiołowej lecz w moim przekonaniu nieco już archaicznej.
Kolejny koncert poświęcony był Jarosławowi Śmietanie, a na scenie zaprezentowało się Trio Karen Edwards, długoletniej współpracowniczki gitarzysty oraz Radomska Orkiestra Kameralna pod dyrekcją Wiesława Pieregorólki, która wraz z jazzowym kwintetem wykonała kompozycję „Spring Suite”autorstwa zmarłego niedawno muzyka.
Trzecia odsłona Akademii to występ Montreal Group – koncert złożony w znacznej mierze z kompozycji Zbigniewa Seiferta. Był to przede wszystkim popis Andrzeja Olejniczaka, wspieranego przez Władysława Adzika Sendeckiego, Frasera Hollinsa oraz ulubieńca publiczności Jima Doxasa. Kanadyjski perkusista grał niesamowicie widowiskowo, opleciony szarfą z dzwoneczkami używał jako instrumentu całego swojego ciała. To było silne, stanowcze, pełne emocji granie. Uwielbiam takie koncerty, gdzie poszczególne utwory stają się polem do długich popisów dla każdego z członków zespołu. Dwa pierwsze trwały tym razem ponad 30 minut, ale czas przy żadnym z nich mi się nie dłużył. To był mistrzowski koncert zakończony brawurowo wykonanym „Kilimandżaro”. Szkoda, że życie dopisało do tego występu smutny epilog. Pierwotnie na fortepianie zagrać miał Jan Jarczyk, który w przeddzień występu trafił do szpitala. 3 sierpnia z Kanady przyszła smutna wiadomość o śmierci Artysty.
Kapitalną tradycją Letniej Akademii Jazzu jest Jazz Platform – forum wymiany doświadczeń pomiędzy muzykami. Młodzi rozpoczynający swoje kariery jazzmani mają okazję przez kilka dni współpracować ze swoimi bardziej doświadczonymi kolegami. Efekty tej współpracy prezentowane są na jednym z koncertów Akademii. W tym roku do prowadzenia warsztatów mistrzowskich zaproszeni zostali: Maciej Obara (saksofon), Dominik Wania (fortepian),Tom Arthurs (instrumenty dęte blaszane), Ole Morten Vaagan (kontrabas) i Gard Nilssen (perkusja). Trzeba powiedzieć, że finałowy koncert Jazz Platform dostarczył niesamowitych emocji. Pięć zespołów (każdy w sześcio-siedmioosobowym składzie) zaprezentowało zróżnicowane stylistycznie acz bez wyjątku bardzo dojrzałe programy. Przekonaliśmy się jak niesamowity potencjał drzemie w młodych polskich i europejskich muzykach. Będziemy mieli dzięki nim jeszcze mnóstwo muzycznych radości.
Kulminacją tego wieczoru był koncert Tria Dominika Wani poświęcony Andrzejowi Kurylewiczowi. Już po pierwszych chwilach nie miałem wątpliwości, że jurorzy licznych nagród, jakie otrzymał w tym roku Dominik Wania dokonali wyboru słusznego. Już sam dobór utworów był niezwykle ciekawy, gdyż obok kompozycji samego Kurylewicza pojawiły się również tematy napisane przez Tomasza Stańkę na wspólną płytę obu panów (wydane jeszcze w ubiegłym wieku Korozje). Zagrany na początek temat z serialu „Lalka” pokazał, że nie będziemy mieli do czynienia z prostym odegraniem znanych melodii. Mistrzostwo muzyczne poznać można między innymi w podejściu do wydawało by się zgranych do cna utworów. Grający na inaugurację Akademii Jazz Q poległ z kretesem na „Polskich drogach”, odbębniając ten utwór bez polotu i czucia. To co z tą najbardziej znaną chyba melodią Andrzeja Kurylewicza uczynił Dominik Wania nazwać trzeba nawet nie perełką, ale PERŁĄ całej tegorocznej edycji Letniej Akademii Jazzu. Długie solo stanowiące niemal osobny utwór i druga część zagrana w pełnym składzie w zupełnie innej już konwencji wspaniale zwieńczyły występ Tria. Dodam jeszcze, że z Dominikiem Wanią zagrali Max Mucha i Dawid Fortuna.
Kolejne dwa koncerty poświęcone były ponownie Zbigniewowi Seifertowi. Lipcowe spotkania zakończyło New Trio. Bracia Smoczyńscy: Mateusz grający na skrzypcach i skrzypcach barytonowych, oraz Jan, który przywiózł ze sobą, rzadko słyszane na koncertach organy Hammonda, wspomagani przez Michała Miśkiewicza zaprezentowali kompozycje własne oraz utwory wspomnianego Zbigniewa Seiferta. Ten bardzo udany koncert dość pechowo znalazł się pomiędzy dwoma naprawdę wielkimi wydarzeniami Letniej Akademii (koncerty Dominika Wani i duetu Bałdych-Orzechowski) i został nieco przez nie przyćmiony. Szkoda, bo New Trio zaserwowało nam dawkę naprawdę solidnego jazzu.
Diabeł i (Piano)hooligan – tak, nawiązując do przydomków muzyków, anonsowano kolejny koncert: Adama Bałdycha i Piotra Orzechowskiego. Jednak „diabelstwo” Adama Bałdycha objawia się w sposób szczególny. Dla mnie to taki Woland, diabeł filozofujący, zwodzący słuchacza z pozoru „ładnym” dźwiękiem, czasem tylko pokazujący swoją ognistą, piekielną naturę. To było zupełnie inne granie na skrzypcach niż to, które usłyszeliśmy tydzień wcześniej: bardziej drapieżne. Piotr Orzechowski zaś (który, ciągnąc literackie porównanie wystąpił tu w roli Korowiowa) wydobywał z fortepianu dźwięki przywodzące niejednokrotnie na myśl solowe koncerty Keitha Jarretta z lat 1970. Kolejny raz słuchacze mieli okazję posłuchać (nie waham się tego napisać) jazzu na najwyższym światowym poziomie. Porywającego, zaskakującego, trzymającego w napięciu, choć wcale nie łatwego w odbiorze, nie granego „pod publiczkę”.
Nie dane mi było niestety być na występie tria Bobo Stensona, poświęconego w znacznej części muzyce Krzysztofa Komedy. Artyści, jak wiem z relacji osób trzecich, zaprezentowali bardzo wysoką formę, a koncert doczekał się entuzjastycznego przyjęcia.
Przedostatni koncert Letniej Akademii Jazzu to dwie prezentacje. Wieczór rozpoczęło Trio Włodzimierza Nahornego, które zagrało kompozycje lidera z wydanej ostatnio płyty Hope. Widzowie mieli okazję posłuchać muzyki okazjonalno-patriotycznej, teatralnej czy też melodii kurpiowskich w jazzowej aranżacji. Ciekawostką dla mnie był utwór „I’ll remember December”, napisany w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, stylistycznie odbiegający od muzyki, którą kojarzyłem dotąd z Nahornym. Podobnie zresztą było z utworem poświęconym bohaterom powstania warszawskiego. Koncert nie mógł się obyć bez wykonania ponadczasowego utworu „Jej portret”, która zakończył występ. Kompozytorski kunszt Włodzimierza Nahornego nie podlega dyskusjom, a mnie nasunęła się po koncercie myśl, że chętnie posłuchał bym tych utworów wziętych na warsztat przez młodsze pokolenie polskich jazzmanów.
Druga część to spotkanie z zespołem „Komeda Classic Jazz Quartet”. Kwartet prowadzony przez znanego wibrafonistę Karola Szymanowskiego wykonał kompozycje Krzysztofa Komedy, zaaranżowane i połączone z kompozycjami gigantów muzyki klasycznej. Niestety zabrzmiało to niezbyt przekonująco. O ile całkiem ciekawie słuchało się sekcji rytmicznej z samym wibrafonem, to skrzypce, poprowadzone w akademicko klasyczny sposób, stanowiły dla mnie zgrzyt i niepotrzebny w tym zestawieniu dodatek. Szkoda, bo pośród wykonanych utworów znalazły się odnalezione niedawno „Strofy do ciszy”, zaprezentowane na Letniej Akademii Jazzu premierowo.
Wreszcie wraz z wrześniem nadszedł finał. Rozpoczął się krótkim recitalem Jazzowego Chóru Wytwórni, który przypomniał i pokazał nam, że jazz to także muzyka rozrywkowa. Śpiewając a capella oraz z towarzyszeniem fortepianu i basu, artyści zaprezentowali nam utwory Krzysztofa Komedy, a koncert zakończyli wykonując brawurowo „Java Jive”. Świetny występ. Ostatnie spotkanie widzów z tegorocznymi bohaterami Akademii to Komeda Symfonicznie. Do wykonania zaaranżowanych przez siebie na Orkiestrę i Kwartet Jazzowy utworów zaprosił Leszek Kułakowski Sinfonię Varsovię pod dyrekcją Antoniego Zubka. Ciężar solowych popisów spoczął przede wszystkim na barkach Jerzego Małka grającego na trąbce i flugelhornie. To była muzyka w sam raz na uroczystą galę. Może nie podnosząca temperatury na sali, ale przyjemna w odbiorze, czemu niewątpliwie sprzyjała wykonawcza klasa kwartetu i orkiestry.
Warto również wspomnieć, że w ramach programu towarzyszącego goście Akademii mieli okazję zobaczyć wystawę polskiego plakatu jazzowego oraz archiwalnych okładek periodyków jazowych autorstwa Rafała Olbińskiego. Koncerty poprzedzane były często projekcjami polskich filmów o tematyce okołojazzowej, bądź obrazowanych muzyką polskich kompozytorów. Ponadto dla publiczności zorganizowano projekcje klasyki filmów fabularnych związanych z jazzem m.in. „New York, New York” Martina Scorsese, „Round Midnight” Bertrandta Taverniera czy „Kansas City” Roberta Altmana.
Zróżnicowany i atrakcyjny program, przyciągający szerokie spektrum publiczności. Przyciągający w dosłowny sposób: duża sala koncertowa Wytwórni na wszystkich imprezach wypełniona była do ostatniego miejsca. Tegoroczna Akademia to niewątpliwy i w pełni zasłużony sukces. My zaś już odliczamy czas do kolejnej edycji.