LIVE: Igrzyska Wolności 2014

6 Dzielnica, Łódź, 04-08.06.2014

Jednym z elementów uczczenia 25 rocznicy przemian demokratycznych w Polsce stały się łódzkie Igrzyska Wolności. Interdyscyplinarne wydarzenie w ciągu dnia oferowało uczestnikom  panele dyskusyjne dotyczące historii oraz bieżącej sytuacji geopolitycznej w naszym regionie. Uczestnikami dyskusji były wybitne postaci światowej dyplomacji, działacze społeczni i eksperci. Program publicystyczny uzupełniony został codziennymi koncertami prezentującymi  polską muzykę. Jednakże tak jak odbywający się w podobnym terminie festiwal opolski skupił się na muzyce bardzo popularnej, to Igrzyska Wolności zaprezentowały nam ekscytujący zestaw wykonawców z zupełnie innego świata.

Muzyczne igrzyska zainaugurował duet Masecki – Moretti z programem Antykrystyna. Już przed koncertem ciekaw byłem konfrontacji zaprezentowanych utworów z wydanymi niedawno nagraniami duetu Mehldau / Giulliana – skojarzenie nasunęło się dość  oczywiście ze względu na  ten sam zestaw instrumentów w obydwu projektach. Jednakże muzyka rozumiana była przez oba duety inaczej. Program Antykrystyna prezentował muzykę bardziej chropowatą, brudną. Niestety jak dla mnie zaskakująco zimną i nieco bez emocji. Kilka bardziej porywających fragmentów nie pociągnęło całości.

Kolejny wieczór to koncert Kwartetu Wacława Zimpla. Zespół zagrał w składzie: Krzysztof Dys – wurlitzer, Klaus Kugel – perkusja, Ksawery Wójciński – bas i Wacław Zimpel.  To był jazz najwyższej klasy. Muzyka wybrzmiewała czasem niczym mantra, uciekając często w melodię, to znowu atakując zgiełkiem zespołowej improwizacji. Wszystko perfekcyjnie łączące się ze sobą. Rozpoczął się ten spektakl niemal półgodzinnym graniem non-stop wprowadzając atmosferę niesamowitego skupienia zarówno wśród publiczności jak i u muzyków. Dało się odczuć fascynację lidera kulturą indyjską, nie tylko w utworach, ale i w doborze instrumentarium, bowiem Wacław Zimpel obok klarnetu sięgał po różne egzotyczne instrumenty. W jednym utworze także  Ksawery Wójciński odłożył bas i zagrał na  niemal trzymetrowej trombicie. Patrząc z perspektywy czasowej chyba najlepszy koncert festiwalu, choć konkurenta do tytułu miał mocnego – ale o tym będzie jeszcze na końcu relacji.

Trzeci wieczór to Pink Freud. Moja reakcja na pierwsze dźwięki tego koncertu była bardzo sceptyczna. Jednakże potem uśmiech zagościł na mej twarzy i stawał się coraz szerszy z każdym kolejnym utworem . Pink Freud zaserwował słuchaczom kilkadziesiąt minut niczym nie skrępowanej radości i fantastycznej zabawy. Ten koncert był dla innej publiczności i inne osoby wypełniły tego dnia wnętrza 6 Dzielnicy. Zespół ma swoich wielbicieli – bardzo licznych, bo frekwencja tego dnia zdecydowanie przytłoczyła inne wydarzenia muzycznej części Igrzysk, a muzycy dbają o dobry  kontakt ze swoimi fanami, także, czy może przede wszystkim podczas grania. Gatunków muzycznych, które wyłowić można było tego dnia było wiele.  Pink Freud grali czasami tak, że z powodzeniem znaleźli by swoje miejsce kilka dni później  obok Black Sabbath na łódzkim festiwalu Impact. Atmosfera na koncercie była generalnie raczej rockowa z rytmicznie podskakującą publicznością i żywiołem na scenie i pod nią. Czy był tam jazz ? Był, a raczej pojawiał się, przemykał.  Przede wszystkim  to była po prostu Muzyka i powtórzę jeszcze raz, kapitalna rozrywka. Należy wspomnieć, że w znacznej części Pink Freud zagrali przedpremierowo covery Autechre, brytyjskiego duetu tworzącego muzykę elektroniczną, ambientową i  eksperymentalną.

Sobotnim gościem Igrzysk była Jazzpospolita. Zespół zaprezentował publiczności przede wszystkim nowy materiał, który zamieszczony będzie na kolejnej płycie, której wydanie zaplanowano na jesień . Jazzpospolita sama określa swoją muzykę jako utwory na styku jazzu, post-rocka i elektroniki. Dla mnie to był najmniej jazzowy koncert całych Igrzysk, acz ciekawy i uspokajający po emocjach piątkowego wieczoru i przed (jak się potem okazało) wybuchowym finałem.

Niedzielny finał imprezy to koncert grupy Liber Alles. Skrzyknięci przez łódzkiego muzyka Suavasa Lewego przyjaciele z Polski, Ukrainy i Białorusi zagrali koncert,  który  zakończył pięciodniowe zmagania na scenie. I był to finał godzien Igrzysk Olimpijskich.  Obok spirytus movens całego przedsięwzięcia czyli Suavasa Levego (perkusja,. cymbałki, harmonijka ustna i inne instrumenty) tego wieczora zagrali: Mark Tokar (Ukraina) – kontrabas, Leonid Narushevich (Białoruś) – gitara oraz Oleksandr Fraze-Frazenko (Ukraina) i Mikołaj Trzaska – saksofony.  Był to pokaz improwizacji totalnej, bo muzycy niemal nie mieli czasu na wcześniejsze próby i koncert zagrali właściwie „z biegu”. Za to zagrali na najwyższym poziomie. „Gramy dziś dla wolności” zapowiedział w trakcie koncertu Mikołaj Trzaska , a na scenie czuć było wolność, swobodę, ale i niesamowite porozumienie. To była muzyka, która „dawała kopa” i cytując klasyczny „przebój” ruszała z posad bryłę świata. Wielki szacunek należy się  muzykom bo zadanie mieli trudne grając na zakończenie Igrzysk , w niedzielny wieczór, kiedy dało się już odczuć znużenie po pięciu obfitych w wydarzenia dniach. Potrafili jednak pochłonąć uwagę publiczności całkowicie i dać spektakl zdecydowanie niezapomniany.  Choć zwierzę ze mnie raczej mainstreamowe to słuchałem z otwartymi ustami.

Musze pochwalić organizatorów za niemal wszystko (niemal, bo były i potknięcia, ale całokształt pozytywów pozwala na ich przemilczenie), przede wszystkim zaś za skomponowanie muzycznego programu. Z jednej strony różnorodnego, mającego jednak wspólny mianownik, swoistą „myśl przewodnią”.  Życzę im (i sobie) aby udało się imprezę w przyszłym roku powtórzyć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s